Nauka gry na fortepianie: Tematy poruszane przez moich
Drogich Gości, Czytelników tekstów opublikowanych w Internecie, a także przez
Uczestników prowadzonych przeze mnie kursów są tak ciekawe, że – zawsze
pytając Autorów o zgodę i prosząc o uprzednie zapoznanie się z przygotowywaną
do publikacji stroną – chcę poświęcić ich listom trochę więcej czasu i dać
przy okazji wszystkim Zainteresowanym szansę skonfrontowania własnych
przemyśleń z tym, co o mniej lub bardziej podobnych problemach myślą inni. Oto list: Jak już wcześniej wspomniałam, zamierzam małe "conieco"
napisać na temat nauczania początkowego gry na fortepianie prezentując
oczywiście, Twoją sprawdzoną metodę bazującą na doświadczeniach wspaniałego
Chopina jak i Neuhausa oraz p. X [za chwilę zrozumiecie dlaczego nie
zdecydowałem się na opublikowanie nazwiska Autora pomysłu, o którym wspomina
Cecylia; S. K.]. Przeczytawszy materiały zdobyte z Internetu dotyczące
niezwykle ważnego aspektu wyobraźni przy tworzeniu muzyki, ćwiczeniu itd,
zastanawiam się nad pewną kwestią: czy mając do czynienia z małymi dziećmi i
to nie zawsze zdolnymi, jesteśmy w stanie tak rozwinąć ich wyobraźnię i
wydobyć z czeluści tych małych rozumków intuicję pozwalającą na samoistnie
pokonywanie pewnych trudności związanych z kreowaniem dzieła muzycznego? Ja
na przykład mam uczniów, którzy dobrze słyszą, posiadają predyspozycje do
kształcenia muzycznego, ale w większości przypadków, gdyby nie moja
ingerencja, nazwijmy to w technikę, ostateczny kształt utworów w przestrzeni
dźwiękowej nie byłby możliwy. Często dzieci grają tak przedziwnie ustawioną ręką, stosują
bezmyślne opalcowanie i doprawdy mam świadomość koniecznej potrzeby
przekazywania wiedzy stricte manualnej umożliwiającej poprawną grę.
Mam nadzieję, że w sposób nieświadomy nie doprowadzam do "muzycznego
ubezwłasnowolnienia"... Zawsze na swoich zajęciach staram się choć o
krok przybliżyć dany utwór, czy przez własne wykonanie, czy też przez
odkrywanie kolejnego fragmentu zapisu nutowego. Odniesienia pozamuzyczne,
czyli rozwijanie wyobraźni skojarzeniowej myślę, że przynoszą pożądane
rezultaty, ale zawsze można coś udoskonalić. Powiedz mi, proszę, w jaki sposób pracujesz na samym początku z
małymi dziećmi, czy bazujesz na podręcznikach polskich czy też fińskich. Jak
się ma do tego sztuka improwizowania? Metoda Chopina jest genialna w swej
prostocie i naturalności i odnosi się nie tylko do gry na fortepianie ale i
do pozostałych instrumentów oraz śpiewu (przekonałam się ostatnio jak można
działać wbrew sobie poszukując tzw. techniki, a nie zagłębiając się w istotę
utworu muzycznego, szukania fraz, napięć, momentów kulminacyjnych no i
jakości pożądanego dźwięku... – jak wiesz akompaniuję również śpiewakom.
Byłam zdumiona jak w nienaturalny sposób układali usta i
"wchodzili" na dźwięki nie antycypując ich w wyobraźni. Po prostu stali i wyli jak barany na hali... Sorry za
szczerość...! Wydaje mi się, że w pierwszych latach nauki wyraźna kontrola
nauczyciela co do aparatu gry swego wychowanka, w odniesieniu do sfery
muzycznej, jest nieodzowna. Rodzi to wiele pozytywów, przede wszystkim nawyk
prawidłowo ustawionej ręki: świadomości ruchów i gestów pomaga tylko w
kształceniu, a co ważniejsze uprzyjemnia pracę nad utworem gdyż uczeń jest
już pewien swego sukcesu. Niestety nie jestem zwolenniczką metody p. X gdyż
wydaje mi się nudna i żmudna na etapie szkolnym (może dla przedszkolaków i
owszem), ale nauczanie bazujące na wyobraźni w przypadku dzieci o małej
muzykalności i inteligencji czasami może nie przynieść pożądanych rezultatów.
Na pewno należy tę metodę wprowadzać na wyższym etapie rozwoju, a wcześniej
do niej umiejętnie zmierzać, mając świadomość owej. Tuszę, że większość
pedagogów jest już po wnikliwej lekturze albo też i samych kursach (myślę o
nauczycielach-fachowcach, zdobywających swoje umiejętności na licznych
spotkaniach muzycznych - zapoznając się z Metodą Chopin-Neuhaus-Kutrzeba). Jeśli moje rozważania stały się nudne to najmocniej przepraszam,
ale będę wdzięczna, jeśli w jakiś sposób ustosunkujesz się do moich
przemyśleń. Z góry dziękuję -
Cecylia A oto moja odpowiedź: Droga Koleżanko! Po pierwsze - proszę nie popełniać bardzo poważnego grzechu
przesady łącząc moje nazwisko z INNYMI w tak niezwykle zawstydzającym dla
mnie szeregu... Po drugie - nauczycieli zdobywających trochę dodatkowej wiedzy
na spotkaniach, w czasie których prezentowane są wyniki moich eksperymentów
związanych metodą skrótowo określaną jako Chopina/Neuhausa, jest nie aż tak
wielu jak sądzisz... Po trzecie - zaczynamy: 1. "Czy mając do
czynienia z małymi dziećmi i to nie zawsze zdolnymi, jesteśmy w stanie tak
rozwinąć ich wyobraźnię i wydobyć z czeluści tych małych rozumków intuicję
pozwalającą na samoistnie pokonywanie pewnych trudności związanych z
kreowaniem dzieła muzycznego?" Sądzę, że zdecydowanie - tak. Wszystko jednak zależy od naszych
umiejętności pedagogicznych, a także od CELU, jaki stawiamy przed sobą i
nimi, naszymi uczniami. Pewne jest, że naszym naczelnym zadaniem jest przygotowanie
młodego człowieka do SAMODZIELNEGO rozwiązywania problemów towarzyszących
poznawaniu i wykonywaniu muzyki. Jasne powinno być też, że najważniejszym
"instrumentem", jakim nie tylko pianista in spe, ale w ogóle
- każdy muzyk (amator, profesjonalista, piosenkarz, kompozytor, śpiewak,
jazzman - każdy) posługuje się w ROZPOZNAWANIU nowego materiału muzycznego
(utworu) - jest właśnie wyobraźnia (słuchowa, emocjonalna), której podstawą
jest wrodzona wrażliwość na brzmienie, rozwijana i doskonalona w trakcie lat
kształcenia, a wsparta naturalnym u NIEKTÓRYCH, zaś WYUCZALNYM u wielu
poczuciem satysfakcji wynikającym z kontaktu z muzyką. Właściwie odpowiedź na Twoje pytanie należałoby zacząć od tej
ostatniej myśli: musimy w pierwszej kolejności starać się o danie dziecku
poczucia satysfakcji wynikającej z możliwości kontaktu z muzyką NAWET w jej
najprostszych formach i przejawach. Dopóki dziecko nie zazna PRZYJEMNOŚCI wynikającej z tworzenia
jakichś najbardziej elementarnych WARTOŚCI związanych z udaną realizacją
doprawdy najprostszych z najprostszych zadań muzycznych - dopóty
"wszystko inne" w nauczaniu MUSI CZEKAĆ! Jest oczywiste, że – niech sobie niektórzy filozofowie muzyki
mówią na ten temat co tylko chcą – dźwięk NIE WYRAŻAJĄCY NICZEGO nie należy
do świata naszej sztuki; taki dźwięk przecież nie jest SYGNAŁEM mówiącym o
czymś co jest ARTYSTYCZNIE WAŻNE! Nawiasem mówiąc, jakże często dźwięki
wydobywane przez ucznia prowadzonego w FORMALNY sposób, nie są nawet
najbardziej szczątkowymi, najbardziej rachitycznymi sygnałami. Wypada zapytać:
czym właściwie są, co usprawiedliwia ich istnienie? Chopin powiedział aż nadto dobitnie, że – jego zdaniem – muzyka
to "Sztuka wyrażania myśli poprzez dźwięki", "Przejawianie się
naszego uczucia w dźwiękach" (Fryderyk Chopin, Szkice do Metody gry
fortepianowej, Musica Iagellonica, Kraków 1995, s. 46 -7). Dlatego rozwijanie wyobraźni, które wiąże się z aktywizowaniem
intuicji - musi stale znajdować się na pierwszym planie w trakcie każdej
lekcji. Problem w tym, że owo rozwijanie wyobraźni oraz aktywizowanie
intuicji ze względu na brak METODY POSTĘPOWANIA najczęściej bywa
traktowane jako działanie nieomal mistyczne, a w każdym razie bardzo
tajemnicze i dlatego – jakby podejrzane... Wcale tak nie jest! Rozwijanie wyobraźni i aktywizowanie
intuicji to są czynności, które każdy artystycznie aktywny nauczyciel (wf,
polonista, matematyk, chemik i biolog też) stale realizuje – zresztą nie
zawsze świadomie, choćby działając przez własny przykład, siadając – gdy jest
pianistą – do instrumentu i w możliwie skończony sposób interpretujący bodaj
jedną frazę. Chodzi tylko o to, by zacząć o tym więcej myśleć i pragnąć
zdobyć jak najwięcej umiejętności w tym zakresie. Wiele moglibyśmy się
nauczyć od mistrzów sceny, którzy wcielają się w kreowaną postać tak
dokładnie, że przestajemy dostrzegać Żmijewskiego czy Jungowską, a widzimy
już tylko dr Burskiego i siostrę Bożenkę; gdy zanika materialność medium,
zaczyna się Sztuka... Kwestia techniki pedagogicznej jest więc tu problemem,
umiejętność takiego sterowania umysłem i WOLĄ nawet minimalnie uzdolnionego
dziecka, by na tyle skoncentrowało się na MOŻLIWIE WYRAŹNIE POSTAWIONYM MU
ZADANIU, aby poza nim bodaj na chwilę nie istniało dla niego NIC BARDZIEJ
WAŻNEGO, nic bardziej interesującego - by ZAPOMNIAŁO o sobie choć na bardzo
krótką chwilę. Dzieci uwielbiają się bawić i NASZĄ SZTUKĄ musi być, by
przystępując do fortepianu uczeń nie pomyślał, że "no, znów się TO
SMĘTNE zaczyna...". W początkowej fazie nauczania musimy pozwolić dzieciom być
INSTRUMENTALNIE NIEPORADNYMI. Jest to niezwykle trudne zadanie: ścierpieć tę
ślamazarność i te niekiedy nieznośnie brzydko wyglądające palce i ręce.
Jednak cena niecierpliwości w tym względzie jest stanowczo zbyt wysoka: to
utrata zainteresowania ucznia muzyką, poczucie bezsensu działania itd.
Tłumaczyć nie trzeba - zwłaszcza Tobie... Ile ta faza może trwać? Ano bardzo różnie, bardzo różnie! Im
mniej zdolne dziecko, tym dłużej. W szkolnictwie nastawionym na masową
produkcję laureatów takie powolnie rozwijające się dzieci bywają zwyczajnie
relegowane ze szkoły; jak wspomniałem na wstępie – CEL określa metody
działania. Ale... 2. "Ja na
przykład mam uczniów, którzy dobrze słyszą, posiadają predyspozycje do
kształcenia muzycznego, ale w większości przypadków, gdyby nie moja
ingerencja, nazwijmy to w technikę, ostateczny kształt utworów w przestrzeni
dźwiękowej nie byłby możliwy." To jasne, że mamy obowiązek "ingerencji w technikę",
zwłaszcza gdy program goni, a nic specjalnie pozytywnego się w graniu ucznia
nie dzieje. Musimy porządkować palcowanie, musimy uczyć czytania nut (to też
TECHNIKA), ale w pierwszej kolejności - myśląc o technice - powinniśmy uczyć
świadomego stawiania sobie celów w sferze WYRAZU muzycznego. Nawet
najbardziej małozdolne dziecko jest w stanie wykrzesać z siebie na tyle
inteligencji by określić CO, obecność jakiego typu idei (nastroju,
charakteru) można WYCZUĆ w usłyszanej frazie. Musimy domagać się od NICH, by
się OKREŚLALI, by NAZYWALI swoje odczucia i intuicje, by tego typu praktyka
WESZŁA IM W KREW; to najbardziej podstawowy element psychotechniki
instrumentalnej, bez którego ćwiczenie (zwłaszcza - samodzielne, w domu)
zamienia się w określoną ilość przegrań "miejsc" czy utworów, w
czysto formalne odbębnianie zadanej roboty. Nie chcemy tego przecież! Więc dlatego musimy sobie uświadomić, że przeniesienie punktu
ciężkości całego, że się tak szumnie wyrażę - procesu dydaktycznego - z rąk
na wyobraźnię i intuicję, używając kolejnego BARDZO MĄDREGO POJĘCIA,
"odbarcza" je [ręce] i kieruje ODRUCHOWE zainteresowanie ucznia w
zupełnie inne, wyższe, bardziej ciekawe sfery i regiony. Paradoksalnie - ręce
wówczas zaczynają zdecydowanie lepiej działać. UWAGA: sytuacja
inaczej wygląda gdy mamy do czynienia z uczniem rzeczywiście DOPIERO
rozpoczynającym u nas naukę, a inaczej - gdy ktoś przychodzi już z
USTAWIONYM, czyli - bardzo często - faktycznie związanym na 102 supły
"aparatem gry". W takiej sytuacji, by nie tracić czasu, którego i
tak nigdy nie ma pod dostatkiem - moim zdaniem - należy zwrócić uwagę na
kilka podstawowych spraw, to jest - sprawdzić, czy X jest w stanie korzystać z ciężaru swobodnie
opadających palców, czy też "gniecie" klawiaturę lub "bije" w
nią uparcie? Jeśli gniecie i/lub bije – to jedyną szansą chyba jest próba
re-integracji jego/jej rąk przez uczynienie z nich (czasowo, ale
bezwzględnie) dźwigni CIĄGNĄCYCH BRZMIENIE DO GÓRY tak, by nastapiło
faktyczne ODBARCZENIE "regionu" palców i dłoni z nadmiernego obciążenia.
Za jakiś czas muszę tu "wstawić" jakieś małe video... - sprawdzić, czy X w ogóle jest w stanie skoncentrować się na
jakości uzyskiwanego przez siebie brzmienia i czy potrafi je ZMIENIĆ kierując
się SŁUCHEM? - sprawdzić, czy palce X i CAŁA jego/jej uwaga koncentrowana
jest na ruchach realizowanych w planie "góra - dół", czy też nasz X
jest w stanie zauważyć linearność rozwoju muzyki i faktycznie zacząć sterować
słuchem rozwój dźwięków i fraz? Jedno nie podlega dyskusji - ingerencja w fizyczną, manualną,
techniczną stronę gry nie może być realizowana w oderwaniu od takich
elementarnie ważnych kwestii jak - wewnętrzna witalność dźwięku oraz jego
służebna rola wobec idei jaką ma wyrażać. 3. "Często dzieci
grają tak przedziwnie ustawioną ręką, stosują bezmyślne opalcowanie i
doprawdy mam świadomość koniecznej potrzeby przekazywania wiedzy stricte
manualnej umożliwiającej poprawną grę." Rozumiem i nie widzę w takich ingerencjach nic złego -
oczywiście przy uwzględnieniu warunków, o których mowa w pkt. 1 i 2. 4. "Powiedz mi,
proszę, w jaki sposób pracujesz na samym początku z małymi dziećmi, czy
bazujesz na podręcznikach polskich czy też fińskich. Jak się ma do tego
sztuka improwizowania?" Ze zrozumiałych względów nie mogę - pracując w Finlandii -
używać polskich ani żadnych innych obcojęzycznych (dla Finów) szkół dla
początkujących pianistów. Fińskie dzieci muszą być uczone na fińskich
melodiach, z fińskimi obrazkami i komentarzami. Fińskie podręczniki to albo
pomysły ichniego pochodzenia (na ogół przeładowane obrazkami i liczeniem)
albo wyjątkowo proste i zupełnie dobre re-edycje nutek amerykańskich (Aaron,
Thompson). Obowiązkowo prowadzę z uczniami zeszyty, w których uczymy się
notacji muzycznej, rytmu i innych TAKICH RZECZY, wprowadzając elementy teorii
muzyki oraz rytmiki, której tu w ogóle nie ma. Kurs teorii (umuzykalnienie,
audycje, zasady muzyki - WSZYSTKO) odpowiadający zakresowi naszej szkoły
muzycznej I stopnia ogranicza się w Finlandii do 3 lat nauki w wymiarze 45
minut tygodniowo. Grupy - jak popadnie, do 20 osób. Rezultaty - hmm... W ich systemie kształcenia muzycznego, dającym przecież
doprawdy znakomite rezultaty (vide: konkursy, konkursy, konkursy!) wszystko
zaczyna się naprawdę od poziomu odpowiadającego naszej II, III-ciej klasie
PSM II stopnia. W Finlandii nie ma "lat nauczania" czyli
"klas", są za to egzaminy trudnościowe 1/3, 2/3, 3/3, I, II A, II
B, III (dyplom Akademii). W naszym Opisto
(College of Music) prowadzimy zajęcia do poziomu I. W praktyce oznacza to
zagranie na egzaminie końcowym 2 inwencji 2 glosowych Bacha (2 części Suity
francuskiej, Preludium i Fughetty - do wyboru), 2 części Sonaty klasycznej
(Clementi op. 36, Mozart KV 545) lub czegoś innego na podobnym poziomie oraz
3 utworów w różnych stylach (w tym: utwór kompozytora fińskiego - nb jest
wiele bardzo dobrej fińskiej muzyki fortepianowej); etiuda nie jest na tym
egzaminie wymagana. Potem piramida wymagań zaczyna bardzo szybko poszerzać się i
rosnąć, by na pulapie akademii być już baaaardzo wysoko. A z dziećmi pracuję tak, jak opisałem to w pkt. 1 i 2 - mamy tu
luksus, bo nie ma ŻADNYCH dodatkowych egzaminów i przesłuchań, żadnych
konkursów międzyszkolnych czy regionalnych, żadnego nadzoru, żadnych
wizytacji, dziennik - to jeden arkusz A4 na pół roku, żadnych zebrań sekcji
(bo i sekcji nie ma). Uczeń ma obowiązek raz w roku wystąpić publicznie (na
ogół występuje). Najważniejsze to, by lekcja rozpoczęła się punktualnie i
dziecko wyszło z niej na czas - UŚMIECHNIĘTE. Improwizowanie jest możliwe wyłącznie u tych, dla których
muzyka nie kończy się na nutach. Zdolni improwizować - improwizują.
Improwizacja jest aktualnie bardzo modnym tematem w fińskich szkołach
muzycznych. Na 35 moich aktualnych uczniów aktywnie się nią zajmuje jedna
osoba i robi to całkiem nieźle (za cale poprzednie 16 lat było wśród moich
uczniów jeszcze 3 osoby improwizujące, a w tym - nasz młodszy syn, Franek).
Wprowadzając elementy improwizacji - bynajmniej nie na siłę (znasz mój styl)
doprowadziłem - sprawa zakończyła się w ciągu tygodnia - do odejścia jednego
z moich uczniów ze szkoły: nie wytrzymał presji tematu; podobno rozpłakał się
stwierdziwszy, że zapomniał wszystkiego co wyimprowizował w przeciągu
tygodnia po zadaniu mu dopisania melodii do czterotaktowego akompaniamentu
opartego na walcowym bum-cyk-cyk w schemacie T - S - D - T w tonacji C dur.
Zapewniałem go - przeczuwając problem, że WSZYSTKIE PROPOZYCJE (aż do pełnej
politonalności) będą honorowane, ale i to nie pomogło. Więc... 5. "Metoda
Chopina jest genialna w swej prostocie i naturalności i odnosi się nie tylko
do gry na fortepianie ale i do pozostałych instrumentów oraz śpiewu
(przekonałam się ostatnio jak można działać wbrew sobie poszukując tzw.
techniki, a nie zagłębiając się w istotę utworu muzycznego, szukania fraz ,
napięć, momentów kulminacyjnych no i jakości pożądanego dźwięku... - jak
wiesz akompaniuję również śpiewakom. Byłam zdumiona jak w nienaturalny sposób
układali usta i "wchodzili" na dźwięki nie antycypując ich w wyobraźni. Masz 100% racji. "Układanie ust i wchodzenie na
dźwięki" wypływające z wewnętrznej próżni są skutkami praktyk
identycznych z uprawianymi w "pianistyce formalnej". Śpiewacy myślą
o układzie i położeniu języka względem migdałów, a u nas uwagę przykuwa
odwieczny problem słabości palców. Skutki jednak są identyczne: oni
"wyją", nasi "stukają". 6. "Wydaje mi
się, że w pierwszych latach nauki wyraźna kontrola nauczyciela co do aparatu
gry swego wychowanka, w odniesieniu do sfery muzycznej, jest nieodzowna.
Rodzi to wiele pozytywów, przede wszystkim nawyk prawidłowo ustawionej ręki:
świadomości ruchów i gestów pomaga tylko w kształceniu, a co ważniejsze
uprzyjemnia pracę nad utworem gdyż uczeń jest już pewien swego sukcesu." "A tu by się nie zgodził..."! Sądzę, że chyba
przypadkowo - z pewnością dobrze myśląc - źleś się jednak wysłowiła... Problem w tym, by uczniowie byli świadomi zarówno tego - CO
mają zrealizować (jaka Idea, jaki Obraz - o CZYM jest ta muzyka), jak tego -
JAKIMI ŚRODKAMI to wprowadzić w czyn (jaka Technika). O ile ze sprawą drugą nie powinno być większych problemów, bo
zasady są dwie: - "nic na siłę" i - "aktywnie w wyobraźni wyintonować dźwięk ze wszystkimi
jego jakościami ZANIM faktycznie zostanie WYDOBYTY z instrumentu", o tyle kwestia "CO wygrać w motywie, frazie, utworze"
- wymaga od nas, pedagogów wielkiej aktywności i sprawności zarówno w
płaszczyźnie intelektualnej jaK emocjonalnej, wymaga też ogromnej
ELASTYCZNOŚCI ducha, po prostu - nauczycielskiej SZTUKI. Nie możemy przemawiać ex cathedra, nie wolno nam ucznia
"zagadać" naszą elokwencją, nie wolno mówić językiem dla niego
niezrozumiałym, używać porównań niedostępnych jego aktualnemu pojmowaniu.
Natomiast musimy PRZEMAWIAĆ do jego wyobraźni, zapalać tę wyobraźnię i
podtrzymywać jej zainteresowanie przedmiotem, ukazywać zarówno PIĘKNO jak
SENS tego, co wspólnie mamy dokonać. Uczenie musi być INTERAKTYWNE, inaczej wszystko pali na
panewce... 7. "Niestety nie
jestem zwolenniczką metody p. X gdyż wydaje mi się nudna i żmudna na etapie
szkolnym (może dla przedszkolaków i owszem), ale nauczanie bazujące na
wyobraźni w przypadku dzieci o małej muzykalności i inteligencji czasami może
nie przynieść pożądanych rezultatów. Na pewno należy tę metodę wprowadzać na
wyższym etapie rozwoju, a wcześniej do niej umiejętnie zmierzać, mając
świadomość owej." Co do mnie, to jestem przekonany, że ODPOWIEDNIO (vide: pkt. 6
i poprzednie) prowadzone STEROWANIE wyobraźnią jest JEDYNĄ prawidłową formą
pedagogicznego kontaktu i to nie tylko z uczniem w klasie, ale z własnym
dzieckiem w domu, z mężem, żoną (do wyboru - do koloru), sąsiadką, sąsiadem,
klientem, mechanikiem w serwisie naszego Mercedesa, Trabanta albo Skody (to
my), szefem w pracy oraz Teściową. Jestem zwolennikiem "nie mówienia wprost" - tylko
"przypowieściami", anegdotą, OBRAZEM itp. Zaś w sferze "techniki czystej" nie widzę potrzeby
dokonywania większych ingerencji ponad to, by uczeń nauczył się świadomie
korzystać z dobrodziejstw najważniejszych darów natury jakimi dla pianisty
są: ciężar i aktywność poszczególnych części rąk (palce, dłoń, reszta),
manewrowa doskonałość "wirtualnego smyczka" ułatwiająca koordynację
wszystkich elementów fizycznego aparatu gry - pod dyktando wyobraźni i
kontrolującego jakość efektów tej współpracy słuchu. Nie jestem w stanie ustosunkować się do Twoich ocen pomysłu
pedagogicznego p. X. Ogólny zarys tej idei wydaje mi się słuszny, nie mam
jednak zielonego pojęcia o proponowanych przez p. X sposobach jej praktycznej
realizacji. Być może właśnie "da ist der Hund begraben"? W każdym razie Najserdeczniej DZIĘKUJĘ
Ci za niezwykle interesujący zestaw pytań! Chętnie będę służyć dalszymi –
ewentualnie – wyjaśnieniami. Do miłego
zobaczenia - Stefan Aktualizacja: 2007-03-14 |